Pod względem zamiłowania do ciast, jesteśmy z mężem mocno niedobrana parą. Ja uwielbiam wilgotne ciasta tortowe, z nie za słodką masą, ten znowu lubi zwykłe krojone jak kanapki placki. „Żeby się do pracy dało wziąć” – słyszę. Jak tam biorę wszystkie, jak leci, tortowe też się nadają, nawet bardziej, bo można je jeść i jeść i o pracy zapomnieć.
Takim ulubionym, najulubieńszym jego ciastem jest murzynek. Nie jakieś murzynkopodobne ciasta, tylko ten „oryginalny”, tradycyjny. To nie mogą być kakaowe biszkopty (zaliczyłam kilka takich, różnica jest ogromna). Klasyczny murzynek w starym wydaniu jest intensywnie kakaowy i wilgotny nawet na drugi dzień. Dłużej u nas nie leży zresztą.
Z chęcią dzielę się przepisem, mam go od mamy, ale bardzo podobne znajdziecie też w sieci. Testujcie, próbujcie.
Potrzebne nam będą:
1/2 kostki masła
1 szklanka mleka
1 szklanka cukru
2 szklanki mąki
3 jajka
1 czubata łyżeczka sody
5 czubatych łyżeczek ciemnego kakao
5 łyżek powideł śliwkowych
szczypta soli
rodzynki, jeśli ktoś lubi
Co i jak:
Najpierw gotujemy razem mleko, cukier i masło. Mieszamy cały czas, aby składniki się połączyły. Odstawiamy do wystygnięcia. Nastawiamy piekarnik na 170 stopni.
W tym czasie ubijamy białka z solą na sztywną pianę. Do ostudzonej masy dodajemy stopniowo mąkę wymieszaną z sodą, żółtka, powidła. Miksujemy, żeby nie nachlapać, na końcu dodajemy pianę z białek. Mieszamy delikatnie drewnianą lub silikonową łyżką.
Piana nadaje ciastu puszystości i je napowietrza. Nie wolno mieszać nie wiadomo, jak długo na idealną masę, bo się zrobi klucha, nie placek. W masie muszą być widoczne drobinki piany. Jak na zdjęciu poniżej.
Dodajemy rodzynki i wylewamy do keksówki. Pieczemy ok. 45 minut, lub do „suchego patyczka”. Mój mąż nigdy nie rozszyfruje tego grypsu 🙂
Po ostygnięciu murzynka można posypać pudrem, polać jakimś mazidłem, przyozdobić czym kto chce. U nas jest po wiejsku, na ubogo, bez ulepszeń, czasem bez talerzyków. Ukroić, do łapy i do gęby. Ciacho jest wilgotne, na zdjęciach może sprawia wrażenie ciężkiego gniota, ale jest naprawdę delikatne.
Nie biorę odpowiedzialności za murzynki pieczone z marmoladami truskawkowymi i tym podobne. Pamiętajcie, by nie mieszać metalową łyżką. Nie was Bóg broni! Metalowa łyżka sieka pianę jak nóż i niszczy jej strukturę. Ciasto może wyjść gumowate. Mąkę też zalecam przesiać, robi się napowietrzona i mniej zbita.
Może wydaje się, że to trochę za dużo roboty, ale najdłużej trwa tak naprawdę czekanie, aż masa ostygnie. Aby nie marnować czasu, można w tym czasie zrelaksować się składaniem prania. Ono zawsze czeka. Mąż nie czeka, kot nie czeka, koleżanka nie czeka. A pranie tak.
Jeśli ten artykuł jest według ciebie interesujący, przydatny lub inspirujący, proszę o polubienie mojego profilu FB i przekazanie dalej. Pozwoli mi to dotrzeć do większej liczby osób takich jak ty i ja. Dziękuję serdecznie!
9 komentarzy
Szczęśliwa Siódemka
Och, uwielbiam murzynki i brownie 🙂 Co do polewy, to ja robię tak, że na którymś etapie przygotowania ciasta, przed dodaniem jajek, odlewamy część masy i używam jej później jako polewy 🙂
GadkaGagatka
Dobry patent, nie znałam 😄
Księgowa Matka
Wiedz, że ten przepis ląduje w ulubionych ♥ Uwielbiam piec ciasta, a jeszcze bardziej uwielbiam je zjadać, a murzynek to ciasto, które niekoniecznie mi wychodziło, choć podobno jest prosty w przygotowaniu.
TosiMama
Uwielbiam murzynka! To jedno z tych ciast, które najbardziej kojarzy mi się z dzieciństwem:)
Monika Kilijańska
Uwielbiam takie mokre czekoladowe ciasto jak tradycyjny murzynek. Dawno nie robiłam, więc przetestuję ten z Twojego przepisu jak najszybciej.
GadkaGagatka
Jeśli lubisz czekoladowe smaki, będzie Ci smakowało 😊
Mama pod prąd
Murzynek wygląda cudownie. Jednak ja w kuchni, jeśli już coś piekę coś słodkiego, to staram się używać bardzo mało cukru (max. 1/3 szklanki). Dosładzam daktylami lub bananami. Takie moje „zboczenie” odkąd zostałam mamą.
GadkaGagatka
I dobrze, cukier trzeba ograniczać. Ta szklanka daje taki nie za słodki placek. Pewnie i połowa tego dałaby radę. Pudru już nie sypię na wierzch, polewy też nie robię. Właśnie żeby nie przesłodzić. Tym bardziej, że to swojski placek, a nie weselne dzieło sztuki. A spróbuję następnym razem z połową dawki cukru, zdopingowałaś mnie. Cukru nie unikam, ale jak się da to też ograniczam. Plomby w zębach kosztują.
Marlena H.
Uwielbiam ciasta czekoladowe, a murzynka to już w szczególności nie odmowie! Twój wygląda naprawdę kusząco! ☺